10 lat po upadku Lehman Brothers

10 lat po upadku Lehman Brothers

17 - Sep - 2018 — 5•min

Emil SzwedaEmil Szweda
dla Michael/Ström Dom Maklerski

15 września minęło 10 lat od daty upadku banku inwestycyjnego Lehman Brothers. Wydarzenie stało się symbolem wielkiego kryzysu finansowego z lat 2007-09, ale nie było ono jego przyczyną, lecz jedynie spektakularnym elementem. Natomiast załamanie indeksów giełdowych i przyspieszenie wyprzedaży na bodaj wszystkich rynkach akcji na świecie, które nastąpiło później, dało też fundamenty kolejnej hossie, która w USA trwa od blisko dekady.

 

 

Upadłość Lehman Brothers – banku inwestycyjnego o ponad 150-letniej tradycji – przyjęto z niedowierzaniem. Kilka miesięcy wcześniej Fed podał kroplówkę innemu bankowi inwestycyjnemu z tradycjami (Bear Sterns) i do ostatniej chwili liczono, że również Lehman Brothers okaże się bankiem „zbyt dużym by upaść”. Tym razem jednak Fed nie zdecydował się na wyciągnięcie pomocnej dłoni.

Tego dnia – w poniedziałek 15 września – indeks S&P 500 spadł na nowojorskiej giełdzie o 4,7 proc., co jest wprawdzie wydarzeniem rzadko spotykanym, ale jeszcze przed końcem tygodnia straty zostały odrobione dając inwestorom mylne przekonanie, że świat bez Lehman Brothers może funkcjonować na dotychczasowych zasadach. Niestety, od tego punktu S&P spadł jeszcze o 46 proc., zanim sześć miesięcy później dzięki bezprecedensowym i skoordynowanym działaniom najważniejszych banków centralnych indeks ustanowił dno bessy. Bessy, która rozpoczęła się blisko rok wcześniej (w październiku 2007 r.), gdy większość danych gospodarczych świadczyła jeszcze o świetnej koniunkturze gospodarczej – i w USA i w innych krajach. Jednak inwestorzy zdradzali już pierwsze objawy zaniepokojenia. Część po prostu realizowała zyski z wcześniejszej hossy, część przeczuwała, że wzrost stóp procentowych z niskiego poziomu 1 proc. w 2003 r. nie może skończyć się dobrze.

Ultra niskie stopy procentowe zaordynowane przez Fed jako lekarstwo na kryzys wywołany pęknięciem bańki internetowej w 2000 r., pomógł gospodarce wydobyć się z zapaści, ale jednocześnie zwiększył radykalnie zdolność kredytową osób, które wcześniej jej nie posiadały.

Dlatego podwyżki stóp procentowych zachwiały możliwościami regulowania rat hipotecznych przez słabiej uposażoną część ich posiadaczy. W dodatku banki dokonywały sekurytyzacji aktywów – sprzedawały portfele kredytów hipotecznych, by zrobić w bilansie miejsce na nowe. „Paczki” kredytów hipotecznych uzyskiwały wysokie oceny ratingowe (AAA), co przyciągało zainteresowanie także konserwatywnie nastawionych inwestorów. Lehman Brothers był jednym z tych, którzy chcieli zarobić na wzroście popytu na tego rodzaju aktywa, ale kiedy okazało się, że część kredytów przestaje być obsługiwana, a przejmowane przez banki nieruchomości coraz trudniej sprzedać...

Upadek Lehman Brothers był więc tylko symbolem kryzysu finansowego, który wkrótce rozlał się na cały świat, a który w Polsce odczuliśmy boleśnie w postaci wzrostu notowań franka szwajcarskiego o 60 proc. w siedem miesięcy i euro o 50 proc. w tym samym czasie. Oznaczało to m.in. odcięcie naszych banków od finansowania międzynarodowego, wzrost rat kredytowych, wojnę depozytową, problemy z dostępnością kredytów – także dla przedsiębiorstw – i szereg innych nieprzyjemnych konsekwencji gospodarczych.

Niemniej, kryzys finansowy był zarazem początkiem nowej – trwającej obecnie 9,5 roku – hossy, która poniosła S&P ku nowym rekordowym wartościom. Od dołka z marca 2009 r. indeks ten wzrósł już 3,3-krotnie i z tego powodu wielu komentatorów obawia się nadejścia kolejnej bessy.

W tym miejscu warto zdobyć się na chwilę refleksji, by zauważyć, że wszystkie recesje, które miały miejsce w ostatnim czasie, były poprzedzone spektakularnymi wydarzeniami i powstaniem bańki w pewnym obszarze rynku. W 2000 r. inwestorzy wciąż bezkrytycznie kupowali akcje spółek internetowych, także tych, które nie osiągały jeszcze przychodów, nie wspominając o zyskach. W początku lat 70. przyczyną spadku S&P o połowę był wybuch kryzysu paliwowego, a w latach 30. ubiegłego wieku był nim Wielki Kryzys wywołany wszczęciem przez USA wojny celnej z Europą oraz wieloletnia susza.

Po wielkich bessach następowały oczywiście równie spektakularne hossy. Dość przypomnieć, że w dołku 1932 r. wartość S&P 500 spadła do niecałych 5 pkt (obecnie prawie 2,9 tys. pkt), co umożliwiło potrojenie kapitału w ciągu czterech lat. Jednak pechowcy, którzy kupowali akcje na szczycie w 1929 r. musieli czekać ćwierć wieku, nim indeks odrobił straty.

Powyższe nie jest ostrzeżeniem przed zbliżającym się załamaniem, choć oczywiście niczego wykluczyć nie można. Inwestorzy są jednak świadomi obecnie istniejących zagrożeń (wojna celna USA-Chiny, załamanie w Turcji, wzrost rentowności obligacji Włoch etc.), co oznacza, że musiałyby pojawić się nowe czynniki, które mogłyby zachwiać kondycją amerykańskiej giełdy. Dopiero po czasie można też jednoznacznie wskazać, wyceny których aktywów były wyraźnie „nadmuchane”.

Emil Szweda dla Michael/Ström Dom Maklerski

 

 

Bądź na bieżąco z newsami ze świata finansów!
Zapraszamy do subskrypcji naszych kanałów social media:

fb lkd Twitter YT